Katoliccy eksperci, także w ramach prac rzymskich gremiów, od dawna podkreślają niebezpieczną dominację finansów nad realną gospodarką, która wytwarza dobra dla ludzi. Na początku grudnia w finansach nastąpiła poważna zmiana tendencji, która wpłynie na życie narodów.
Prezydent USA Barack Obama i szef EBC (banku centralnego strefy euro) Jean-Claude Trichet zapowiedzieli, że największe banki centralne przestaną pożyczać pieniądze bankom komercyjnym. Przez ostatni rok, pod hasłem ratowania gospodarki, w ten sposób elity polityczne ratowały swoich zaprzyjaźnionych finansistów. Banki zaś za otrzymane niemal za darmo pieniądze kupowały na giełdach np. kontrakty na mleko w proszku. W efekcie my płacimy więcej za ser i masło. Wzmożona podaż pieniądza powoduje bowiem inflację. W ostatnim ćwierćwieczu nowa architektura finansowa pozwoliła bankom, we współpracy z rządami, stworzyć ogromny nadmiar pieniądza bez pokrycia w realnych dobrach. Kryzysy, począwszy od 1987 r. (np. odczuwalny w Polsce kryzys w 2001 r.), pokazały, co się dzieje, kiedy ktoś powie: „Sprawdzam”. Tymczasem wszyscy gracze mają w ręku mnóstwo blotek udających asy. Obecnie nikt poważny już nie wierzy w nominalną wartość instrumentów finansowych krążących po świecie lub ukrytych w szufladach. Ale państwowe banki centralne, niestety, nadal pożyczają pieniądze prywatnym bankom pod zastaw tych bezwartościowych papierów. Kiedy jednak ta praktyka się skończy, a skończy się zapewne wiosną, nadejdzie nieuchronna korekta. Korekta zaś oznacza w tej sytuacji deflację. Deflacja jest odwrotnością inflacji. Jest to spirala cen i płac, ale w dół, nie w górę. W praktyce jest znana tylko Japończykom, bo w świecie zachodnim nie występowała od ponad 70 lat. Jest to czas, kiedy najlepszą inwestycją jest gotówka w skarpecie.
Deflacja po inflacji jest zdrowym zjawiskiem, ale, niestety, dla wielu bolesnym. Łączy się z ostrą depresją gospodarczą. Nikt nie chce wydawać pieniędzy na towary, bo dobra trwałe tracą wartość, a gotówka rośnie w cenę. Gospodarka nie jest zatem przyśpieszana sztuczną produkcją pieniądza, co było powszechną praktyką ostatnich dekad. Należy zaznaczyć, że ta gotówka trafiała głównie do wybrańców…
Część ludności poradzi sobie w depresji deflacyjnej. Wielu jednak popadnie w kłopoty. Na świecie już teraz spadają płace i rośnie bezrobocie. To jest, oczywiście, kłopot dla elit politycznych, które mogą stracić władzę. Dlatego właśnie przez ostatni rok elity Zachodu z taką determinacją walczyły z perspektywą deflacyjnej depresji. Możliwości dodruku pieniędzy najwyraźniej się jednak wyczerpały. Niezadowolenie dużej masy ludności państw Zachodu można przytłumić na różne sposoby, ale wszystkie są trudne. Powstaje zatem szansa dla nowych elit zarówno na lewicy, jak i na prawicy.
Eskalacja konfliktu na Środkowym Wschodzie zapowiedziana przez prezydenta Obamę 1 grudnia niewątpliwie pozostaje w związku z planem zamknięcia kurka z pieniędzmi dla banków prywatnych. Pozwala bowiem wepchnąć Zachód w tryby ekonomiki wojennej. Wszystko to zaś przypomina nam chińskie przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych czasach”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu