Mąż ciągle mi mówi, że u niego w domu było tak i tak, i że tak było dobrze, więc i u nas musi tak być... A mnie się to wcale nie podoba, dlatego ciągle się kłócimy. U mnie było inaczej. Czy zawsze musi być tak, jak on chce?” – zapytała nas kiedyś Kasia 2 lata po ślubie, ale ten problem występuje także wśród małżeństw ze znacznie większym stażem.
Mamy naturalną, wręcz podświadomą skłonność do powielania wzorców wyniesionych z domów rodzinnych. Dzieje się tak zarówno wtedy, gdy nasz dom rodzinny był pełen miłości, ciepła i poczucia bezpieczeństwa, jak i wtedy, gdy rodzice byli rozwiedzeni albo jedno z nich zmarło, gdy byliśmy dziećmi, lub gdy tym domem był dom dziecka. W wielu domach naszych rodziców nadużywano alkoholu. To też nie pozostało bez wpływu na naszą osobowość i na nasze dzisiejsze relacje w małżeństwie, chociaż chętnie byśmy się tego wyparli. To „są okoliczności, które kształtują nasze poczucie własnej wartości, zdolność do budowania relacji małżeńskiej, z dziećmi i z innymi ludźmi. Świadomość wpływu domu rodzinnego na nasze relacje w małżeństwie jest niezwykle ważna w przezwyciężaniu trudności w tych relacjach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dlaczego mąż i ojciec nie okazuje uczuć?
„Mąż w ogóle nie okazuje mi uczuć...” – napisała do mnie Wanda. „Chyba mnie nie kocha. Nie okazuje też uczuć naszym dzieciom”.
Reklama
Zapytałem Wandę o domy rodzinne jej i jej męża. Okazało się, że Wanda pochodzi z rodziny, w której panowała wzajemna życzliwość, odczuwało się ciepło rodzinne pomimo trudnych warunków życia. Rodzice ich nie rozpieszczali, ale – jak napisała Wanda – było im razem dobrze. Z kolei mąż Wandy był jedynakiem, jego rodzice się rozwiedli. Dopóki byli razem, często dawali mu prezenty, dbali o jego zajęcia pozalekcyjne – basen, angielski i judo, ale nie okazywali mu uczuć. Nie doznał w swoim życiu przytulenia, objęcia, nie widział rodziców okazujących sobie ciepłe uczucia. Napisałem Wandzie, że jej mąż po prostu nie wyniósł doświadczenia okazywania uczuć z domu rodzinnego i nie potrafi teraz tego czynić w stosunku do niej. Jego nieumiejętność okazywania uczuć nie oznacza, że ich nie przeżywa, nie potrafi ich jednak nazwać i ujawnić. Na weekendzie Spotkań Małżeńskich Wanda, zaskoczona, doświadczyła – jak napisała nam kilka miesięcy później – bogactwa uczuć męża i jego miłości do niej. Nie oznaczało to, że później było tak na co dzień, ale zrozumiała, że trudność w wyrażaniu uczuć nie oznacza braku miłości. Zrozumiała też, że jest to konsekwencja doświadczeń męża wyniesionych z domu rodzinnego.
Dlaczego byłam taka zamknięta?
„Na początku naszego małżeństwa – napisała do nas Magda – byłam zamknięta i niechętnie dzieliłam się z mężem swoimi uczuciami, przeżyciami. Dopiero po rekolekcjach Spotkań Małżeńskich odkryłam, że ta postawa wynikała przede wszystkim z mojego wychowania w domu. Moja mama, którą bardzo kocham, nie jest wylewną osobą. Wynika to z tego, że sama nie miała swojego domu. Nie znała nawet swoich rodziców, wychowywała się w domu sierot. Byłyśmy z siostrą wychowywane dość surowo, według wzorców, które znała mama. Miała dużo kompleksów i wiele z nich, pewnie nieświadomie, nam przekazała. W stosunkach z ludźmi byłyśmy zawsze skryte, bo wydawało się nam, że mamy niewiele do powiedzenia, że jesteśmy gorsze od innych.
Z takim bagażem różnych kompleksów weszłam w życie małżeńskie. Było mi z tym źle, ale nie umiałam się przemóc i porozmawiać o tym z mężem. Wydawało mi się, że mnie nie zrozumie i nie będzie mnie kochał, gdy opowiem mu o swoich lękach. Dopiero po latach jego uczucia, jego miłość i troskliwość, zrozumienie pozwoliły mi przełamać moje kompleksy”.
Skąd ten brak zaufania?
Reklama
„Zalążek nieufności do żony – napisał Marek – wyniosłem z domu, z atmosfery, która w nim panowała. Wszystkie decyzje należały do ojca. On decydował o sprawach materialnych, towarzyskich, obyczajowych. Dziś wiem, że praktycznie wszystkie decyzje omawiał i uzgadniał z matką, ale ponieważ wypowiadał je ojciec, w mojej podświadomości powstało przekonanie, że teraz decyzja i prawo osądu należą tylko do mnie.
Już pierwsze miesiące naszego małżeństwa przyniosły nam wiele sytuacji wymagających delikatnych kompromisów między naszymi potrzebami i pragnieniami. Właśnie wtedy, gdy tak bardzo była nam potrzebna wzajemna szczerość i zaufanie, ja zacząłem decydować sam: będzie tak, a tak, nie sprzeciwiaj się, widocznie tego nie rozumiesz, ja wiem, ja jestem odpowiedzialny za nasz dom i rodzinę, to jest moja męska rola... itd. Zanim zrozumiałem swój błąd, minęły lata...”.
Listy Magdy i Marka ukazują różne nastawienia i urazy wyniesione z domów rodzinnych. To tylko maleńki wycinek rzeczywistości, którą wnosimy w małżeństwo. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że np. brak ojca w rodzinie może się odbić nawet w trzecim pokoleniu. Może się to przejawiać wypełnianiem czy też zastępowaniem roli ojca przez matkę i w związku z tym innymi wyobrażeniami roli ojca i matki w rodzinie, aniżeli ma je ktoś, kto się wychował w rodzinie pełnej.
Dorosłe dziecko alkoholika – DDA
Zarówno rodzice Agnieszki jak i rodzice Jarka nadużywali alkoholu. Agnieszka i Jarek są obciążeni syndromem DDA. Wiedzą o tym. Mają trudności z akceptacją siebie samych, siebie nawzajem, mają trudności w relacjach z innymi ludźmi. Nie oznacza to jednak dla nich żadnego wyroku, wręcz przeciwnie: oznacza to wielkie zadanie – odkrywanie i rozpoznawanie dobra w sobie samym przez każde z nich i w sobie nawzajem.
Mówię im o podstawowej autoterapii: zauważaniu i cieszeniu się z każdego drobnego sukcesu dnia, patrzeniu przyjaźniej na siebie samych jako na tych, którzy są powołani przez Pana Boga do tego, żeby sobie nawzajem pomóc w życiu miłością na co dzień. Mówię im jeszcze, że to także kwestia wybaczenia rodzicom... Ale widzę, że na razie przekracza to ich możliwości. Agnieszka i Jarek potrzebują specjalistycznej terapii. Do tej pory jej nie podjęli. To nadal utrudnia im kontakt ze sobą i z innymi. A o ich rodzicach myślę, że po prostu nie radzili sobie z życiem i potrzebne są im wyrozumiałość oraz miłosierdzie ludzkie i Boże. Dlatego potrzebują wybaczenia ze strony dzieci.
Czy mamy to już przepracowane?
Pamiętam, jak przed zawarciem małżeństwa mówiłem sobie: „Nasz dom będzie wyglądał zupełnie inaczej niż moich rodziców”, ale trzeba było wielu lat, abyśmy wypracowali nasz własny styl życia. Różnice wyniesione z naszych domów nadal się pojawiają, ale nie wywołują u nas już tak gwałtownych emocji jak dawniej. Potrzebne było nieustanne szukanie tego, co nas łączy, wspólne budowanie. Trudne uczucia związane z różnicami wyniesionymi z domów rodzinnych stopniowo traciły na intensywności, schodziły na drugi plan. Potrzebna była do tego cierpliwość, a przede wszystkim świadomość tych różnic i ich akceptacja, przekonanie, że są one niejako wrośnięte w każdego z nas. I że każde z nas pragnie wnieść do małżeństwa to, co najlepsze, tylko z wieloma sprawami po prostu sobie nie radzi. Dlatego potrzebny jest dialog, potrzebna jest wzajemna wyrozumiałość i delikatność.