Dokumenty Kościoła, w których podejmuje się kwestię świętości kanonizowanej i niekanonizowanej, wskazują na dwa istotne aspekty. Święci nie tylko są wzorcami osobowymi, ale też stają się skutecznymi orędownikami przed Bożym tronem. Świadectwo ich życia trwa po śmierci, a żywa pamięć o dokonaniach kandydata na ołtarze jest znakiem jego oddziaływania na potomnych i potwierdzeniem, że Bóg chce nadal się nim posługiwać w szerzeniu ducha Ewangelii.
Chłopak z Palikówki
Życie i śmierć Jacka Krawczyka z podrzeszowskiej wsi Palikówka są czytelnym świadectwem jego szlachetnego charakteru. Już w trakcie nauki w rzeszowskim liceum, a potem jako student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Lublinie dał się poznać jako heroiczny sługa ludzi cierpiących, który nie tylko odznaczał się wielką wrażliwością na ludzką biedę, ale też w perfekcyjny sposób umiał zorganizować pracę charytatywną i angażował w nią inne osoby. Harmonijnie łączył troskę o wzrost duchowy, ożywiany codzienną Eucharystią i modlitwą, z zabieganiem o pomaganie drugiemu człowiekowi, szczególnie temu, który został dotknięty cierpieniem i chorobą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Mnogość czytanych przez niego katolickich książek i zaznaczane w nich fragmenty wskazują na jego dążenie do ideału. W liście do rodziców z czerwca 1987 r. Jacek, który starał się wówczas o dostanie się na studia medyczne, napisał: „Jestem pewien, że mam być lekarzem i teologiem, człowiekiem dającym z siebie maximum. Nie jestem nieszkodliwym wariatem, ale człowiekiem, który trzeźwo patrzy w przyszłość”.
Okres zmagania się ze śmiertelną chorobą stał się dla niego czasem czytelnego świadectwa oddania całego życia Chrystusowi. Do swego promotora ks. prof. Janusza Nagórnego napisał: „Wie Ksiądz dobrze, że własną chorobę traktuję jako niecodzienną Łaskę, do przyjęcia której byłem przygotowywany dość długo. Całe moje życie (i nie jest to przesadą) od samego początku było uczeniem mnie zaufania Bogu. Cokolwiek ważnego było (i jest) w moim życiu, było zawsze kierowane przez Boga dla mojego dobra”. Jedna z opiekujących się nim lekarek zostawiła takie świadectwo: „Jacek był zupełnie inny od tych wszystkich ludzi, których znałam. Jacek był taki, jaki teoretycznie powinien być chrześcijanin. Tylko ja nigdy nie widziałam chrześcijanina takiego, jakim powinien być. Jacek był pierwszym”.
Świętość jest możliwa
Ten młody człowiek miał jasny plan dążenia do świętości, o czym napisał w wypracowaniu szkolnym w II klasie liceum: „Świętość jest możliwa dla mnie, dla ciebie, dla innych, ale weź krzyż, a nie jego namiastkę. Idźmy! Pan czeka!”. Jego ostatnie słowa zapisane 31 maja 1991 r., 6 godzin przed śmiercią, brzmiały: „Brak tak często głębszego spojrzenia na ten wspaniały dar Miłosierdzia Chrystusa, pozwalającego iść trudną, ale przecież zbawienną drogą krzyżową po Jego śladach. Szkoda, że nie chcemy być świętymi”.
Reklama
Podczas pogrzebu jego uczestnicy mieli świadomość, że żegnają człowieka wyjątkowego, którego duchowe dziedzictwo powinno być zachowane. Gdy ks. prof. Nagórny wracał z pogrzebu, powiedział do swoich studentów, że trzeba zbierać wspomnienia o heroicznym życiu Jacka, by nie zmarnowało się nic z jego świadectwa ofiarnej miłości. Mimo że w pierwszym zamiarze miał powstać jedynie artykuł o Jacku, duża ilość zebranych materiałów sprawiła, iż rozrósł się on do rozmiarów pokaźnej książki, zatytułowanej W pół drogi, która miała trzy wydania i 11 tys. egzemplarzy łącznego nakładu. Ksiądz profesor Nagórny, który był nie tylko promotorem pracy magisterskiej Jacka, ale też jego duchowym przewodnikiem i przyjacielem, gdy sam zachorował na chorobę nowotworową, napisał w swoim testamencie duchowym: „Noszę w sercu słowa, które zapisał przed laty młody umierający człowiek, i słowa te często cytowałem innym: «Nie pozwól mi zwątpić o Twojej dobroci; nie pozwól mi zapomnieć o miłości mojej». Oto szczególne zadanie, jakie sobie dzisiaj stawiam: bym w obliczu trudnych doświadczeń do końca mojego życia nie zwątpił w dobroć Boga”.
Na bazie książki W pół drogi rodzice Jacka, Anna i Tadeusz Krawczykowie, założyli fundację imienia syna. Miała ona zbierać środki na pomoc dla biednych studentów Wydziału Teologii KUL, którzy angażowali się w pomoc ludziom potrzebującym. Fundacja prowadzona przez 25 lat przez rodzinę Krawczyków została następnie przekazana Wydziałowi Teologii KUL i nadal funkcjonuje. Mama Jacka otrzymała ponad 400 listów, w których czytelnicy książki zapewniali ją o tym, jak bardzo pomogło im świadectwo życia jej syna, oraz wyrażali przekonanie o jego skutecznym wstawiennictwie u Boga. Rodzice nigdy nie zabiegali o popularyzowanie samej osoby młodego Krawczyka, a jedynie troszczyli się o kontynuowanie jego posłannictwa, dlatego nie ujawniali nikomu tych pięknych świadectw. Informacja o zawartości listów ujrzała światło dzienne dopiero niedawno.
Punktem zwrotnym w pośmiertnej historii Jacka Krawczyka było sympozjum zorganizowane na KUL w 2017 r. z okazji 25. rocznicy istnienia fundacji jego imienia. Po wysłuchaniu referatów i świadectw o pięknym życiu studenta KUL ks. dr hab. Stanisław Haręzga, prof. KUL, zaproponował, by rozpocząć starania o wszczęcie jego procesu beatyfikacyjnego. Biskup rzeszowski Jan Wątroba 11 września 2018 r. ogłosił zamiar podjęcia takich działań.
Życie praktykował heroicznie
Reklama
Na czym polega szczególna atrakcyjność tego kandydata na ołtarze? Na tym, że miał w sobie ogromny zapał apostolski płynący z gorącej miłości do Chrystusa, połączony z pokorą i pracowitością, co przyniosło wspaniały owoc w postaci troski o chorych, ubogich i wykluczonych. Już w trakcie studiów koledzy i koleżanki pozdrawiali go słowami: „Na większą chwałę Boga”. Sława świętości Jacka z biegiem lat utwierdzała wiele osób w przekonaniu, że w sposób naprawdę heroiczny praktykował on cnoty życia chrześcijańskiego. Jego wujek Adolf Panek napisał kiedyś do swej siostry Anny Krawczyk: „Proponuję, abyś skrzętnie gromadziła wszelką dokumentację dotyczącą życia Jacka. Ja jestem przekonany, że Jacek zostanie świętym”. A spowiednik i opiekun duchowy z ostatniego okresu życia Jacka – o. Tyberiusz Nitkiewicz, franciszkanin, przyznał, że dopiero na pogrzebie dowiedział się o ogromnych zasługach swego penitenta, ponieważ Jacek w swej pokorze nie mówił o własnych dokonaniach.
Jesteś moim marzeniem
Bardzo istotny jest przykład miłości małżeńskiej w sakramentalnym związku, który Jacek stworzył z Ewą Wieczorek, koleżanką ze studiów. Romantyczny okres narzeczeństwa został brutalnie naznaczony dramatyczną wiadomością o śmiertelnej chorobie Jacka. Napisał wtedy do ukochanej: „Nie wiem, co dalej ze mną będzie, bo może się okazać, że zostało tylko parę lat, ale dalej chcę, byś decyzję o ślubie podejmowała w sposób wolny. Nie chcę, byś czuła się w jakikolwiek sposób przymuszona. Bardzo trudno jest mi to pisać, ale jedynie Twoje szczęście się liczy. Bogu będę dziękował, jeśli pozwoli mi wrócić do pełnego zdrowia. Jeśli jednak okaże się, że mój czas jest już policzony, to pamiętaj, że raz jeszcze możesz powiedzieć «tak» lub «nie». To bardzo ważne dla mnie. Pisałem o wyborze, ale ja bardzo pragnę, byś została moją żoną. Nie odbierz tego źle. Jesteś moim największym marzeniem. Tamte słowa napisałem, bo nie chciałbym być kiedyś ciężarem dla Ciebie, a na razie nikt nie wie, co będzie dalej. A śmierci boję się tylko dlatego, że mogę utracić Ciebie, Najdroższa. Kocham Cię i proszę o modlitwę”.
Sakramentalny związek został zawarty w kaplicy szpitalnej w Krakowie, gdzie Jacek utknął w drodze na ślub w Katowicach. Młodzi małżonkowie żyli ze sobą 9 miesięcy w zgodzie i miłości.
Święci zawstydzają
Jacek usilnie pracował nad sobą i trzeźwo oceniał swoje postępy na tej drodze. W liście do narzeczonej napisał: „Stoję przed tajemnicą swojego życia i wielu rzeczy naprawdę nie rozumiem. Ale ufam Temu, który mnie prowadzi. W czasie tej jednej trzeciej życia, jaką już przeżyłem, nauczyłem się zaufania Bogu i chodzenia Jego torem...”.
Święty Jan Paweł II powiedział podczas beatyfikacji Karoliny Kózkówny, że „święci, będący ognistym językiem Ducha Prawdy, są także po to, ażeby zawstydzać. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości”. Wydaje się, że dzisiaj potrzebny jest taki święty z sąsiedztwa, który swoim świadectwem stawia nam wszystkim pytanie, czy chcemy być świętymi i czy wierzymy w możliwość osiągnięcia świętości.